Obiecywane, wyczekiwane… Przepis na faworki mojego Taty. Generalnie mój rodziciel unika kuchni, chyba, że konsumuje 😉 Jest przez Mamę angażowany do 2 czynności kucharskich. Jedną z nich jest wyrabianie ciasta drożdżowego, a drugą karnawałowe faworki. Bo nikt nie robi tak doskonałych faworków, jak Tata. Mama wrzuca wszystko do michy (choć Tata bacznie sprawdza proporcje składników), a reszta należy do Taty. Wygniata, wałkuje, kroi i zawija. Smaży Mama, więc dzieło to w sumie wspólne, ale utarło się mawiać w domu, że faworki, to specjał Taty. Przysmak jest wyjątkowy. Delikatny w swej konsystencji i kruchy. Pęka w dłoniach osypując cukier puder. Te faworki mają jedną wadę: są tak delikatne, że pochłania się je w zbyt dużych ilościach, zupełnie nie czując przy tym nasycenia 😉
Faworki mojego Taty
Składniki:
– ½ szklanki żółtek
– ½ szklanki piwa jasnego
– co najmniej 2 szklanki mąki pszennej typ 450
– olej i smalec – do smażenia
– cukier puder – do posypania
Sposób przygotowania:
- Dokładnie odmierzyć tyle samo objętościowo żółtek, co piwa.
- Dodać mąki w takiej ilości, aby móc zagnieść elastyczne ciasto. W trakcie wygniatania powinny pojawić się pęcherzyki powietrza.
- Ciasto rozwałkować wałkiem na stolnicy na cieniutki placek. Wykrawać prostokąty i skośnych brzegach. W środku każdego zrobić nacięcie i przewinąć jeden brzeg przez środek. Ułożone faworki przykryć ściereczką, żeby nie obsychały za bardzo.
- Rozgrzać tłuszcz – użyć proporcji 1:1 oleju do smalcu.
- Faworki smażyć na rozgrzanym tłuszczu. Ostrożnie wkładać na tłuszcz, żeby się nie poparzyć. Nie wolno porcji wrzucać, tylko delikatnie kłaść na gorący tłuszcz. Smażyć około minuty z każdej strony.
- Zarumieniowe z obu stron faworki wyjmować na ręczniki papierowe, żeby straciły nadmiar tłuszczu z powierzchni.
- Wystudzone faworki posypać cukrem pudrem.