Author Archives: Ola Czarnewicz-Kamińska

Galaretka z indyka

Wczoraj było o rosole. A rosół gotujemy zawsze na mięsie drobiowym lub wołowym, albo i takim, i takim, prawda? Oczywista oczywistość dla każdej miłośniczki kuchni. I zwykle to mięso gotowane potem zostaje. I nie bardzo wiadomo, co z nim począć. Są smakosze takiego mięsa i bardzo dobrze, bo gotowane jest zdrowe. Lekkostrawne i niskokaloryczne. Ponadto gotowane w bulionie z warzywami zyskuje dodatkowe walory smakowe i zapachowe. Ale z tego co obserwuję w gabinecie, to większość pacjentów nie przepada za daniami z tym przysmakiem. Często – niestety – mięso z rosołu ląduje w koszu na śmieci. A szkoda, bo takiemu surowcowi można nadać drugie wcielenie. To świetny surowiec na pasztet, nadzienie do bułeczek drożdżowych, pasztecików, pierogów. Doskonałym pomysłem jest galaretka mięsna z warzywami. Ślicznie prezentuje się na talerzu, jako przekąska. Odpowiednio przemyślana, wlana do pudełeczka z wieczkiem, może być wygodnym daniem na wynos, np. do pracy.

Drobiowa, a konkretnie z indyka, bo taką lubię najbardziej, jest dobrym źródłem białka. Mogą ją jeść małe dzieci, bo jest delikatna w smaku. Sprawdza się w diecie osób dbających o linię, bo jest zdecydowanie mniej kaloryczna, niż jej tradycyjna wieprzowa forma. I chyba wystarczy już bo… bo jesteście przekonani J

 

Galaretka z indyka

Składniki:

  • 150 g gotowanego mięsa (może być z rosołu)
  • 1 marchewka (może być ta z rosołu)
  • 2 szklanki wody bulionu warzywnego (czyli naszego rosołu)
  • 2 łyżeczki żelatyny
  • natka pietruszki, koperek – do smaku
  • ziarenka groszku i kukurydzy – do dekoracji

Sposób przygotowania:

  1. Mięso gotowane obrać ze skór, ścięgien, kostek. Rozdrobnić nożem na małe kawałki, żeby wygodnie było nabierać porcje widelcem.
  2. W gorącym bulionie rozpuścić żelatynę, dodać pietruszkę lub/i koperek.
  3. Przygotować naczynie – ja proponuję pudełko, do którego posiadamy wieczko.
  4. Na dno pudełka położyć plasterki marchewki. Zalać odrobiną płynu i odczekać chwilę aż stężeje – dzięki temu ozdobne części nie zmieszają się nam z pozostałą częścią galaretki.
  5. Na zastygniętą wyłożyć pokrojone mięso i zalać pozostałą częścią roztworu.
  6. Pozostawić do zastygnięcia. Przed konsumpcją wyjąć z pudełeczka i położyć dnem do góry – żeby było widać naszą dekorację.
  7. Podawać z sokiem z cytryny, octem lub dowolnym sosem.

Moja rada:

Aby łatwo wydobyć zastygniętą galaretkę z naczynia wystarczy lekko ogrzać dno w dłoniach lub włożyć pod strumień ciepłej wody. Pod wpływem zmiany temperatury, przylegająca do ścianek szkła galaretka, lekko się rozluźni. Następnie pod miseczkę należy podstawić talerzyk i energicznym ruchem odwrócić ją do góry dnem.

Rosół z domowym makaronem

Dzień wolny od pracy i szkoły. Na pokładzie rodzina w pełnym składzie. Zatem na obiad w polskim domu musi być… Co? Jak myślicie? Oczywiście, że rosół. Esencjonalny, i rozgrzewający. Z wyraźnym bukietem warzywnym i rozpieszczającym podniebienie smakiem. Kwintesencją dzieła jest unoszący się znad talerza aromat lubczyku ogrodowego. Mniam…

Ale żeby nie było, tak typowo, to dziś rosół z makaronem własnego wykonania. Ciasto zagniecione i zostawione, żeby sobie dojrzało. Po co? Po to, aby obecny w mące pszennej gluten (białko nadające sprężystość) miał czas spęcznieć, czyli usieciować się przyjmując strukturę przestrzenną wraz z cząsteczkami wody. Ciasto, które trochę poleży łatwiej się wałkuje. Jest elastyczne i aksamitne w dotyku. Na stolnicy nie wymaga już podsypywania dużej ilości mąki. Dzięki czemu makaron po ugotowaniu jest bardzo delikatny. Wstążka u mnie grubsza, bo taką lubi Olek 🙂 Garnie talerza tradycyjny: marchewka i pietruszka. I proszę się na zielone nie krzywić 😉

Makaron domowy

Składniki:

– 600 g mąki pszennej

– 1 żółtko

– gorąca woda do zarobienia około ½ szklanki

– szczypta soli

Sposób przygotowania:

  1. Mąkę przesiać do miseczki. Wymieszać równomiernie z solą. Wbić żółtko.
  2. Wlać gorącą wodę i łyżką zarobić ciasto. Tak, aby nie było wolnej mąki.
  3. Jeśli zbyt gęste do dać wody, jeśli za luźne dosypać mąki. Nie da się dokładnie powiedzieć, ile wsypać mąki, bowiem każda charakteryzuje się inną wodochłonnością.
  4. Ciasto włożyć do torebki foliowej. I odłożyć, na co najmniej 2 godziny. Można ciasto trzymać nawet na noc.
  5. Ciasto wyjąć na stolnicę lub blat i podsypać mąką. Wałkować cienkie placki.
  6. Kroić w dowolny kształt. Może być cienka nitka, grubsza wstążka, romby, czy może nieregularne kawałki – jak lubicie.
  7. Zagotować wodę w odrobiną soli. Dodać łyżkę oleju do wody, dzięki temu makaron nie będzie się kleił.
  8. Gotować makaron do chwili wypłynięcia Łyżką cedzakową zebrać kluseczki. Można je też wylać od razu na sito.
  9. Jeśli mają być przeznaczone na danie od razu, to wykorzystujemy ciepłe np. spaghetti, czy do sosu. A jeśli chcemy je przechować, to lepiej przelać zimną wodą. Żeby w naczyniu niezbity się nam w niepodzielną masę.

Chleb razowy wieloziarnisty na zakwasie

Mija kolejny rok pieczenia chleba w moim domu. I choć czynność ta towarzyszy mi codziennie, to wciąż zgłębiam tajemnicę udanego wypieku. Zachwycam się najpierw zapachem rozprzestrzeniającym się po domowych pomieszczeniach. Potem cieszę wzrok zrumienioną skórką. A na koniec delektuję się smakiem. Do tego walor świadomościowy o niepodważalnej jakości i zdrowotności takiego pieczywa. Chleb mój, choć z pozoru powszedni, dla mnie wciąż niezwykły.

Chleb razowy wieloziarnisty na zakwasie 

(przepis na 2 blaszki keksówki 30*10cm)

Zakwas:

Jeśli nie można dostać zakwasu od sąsiadów, łatwo zrobić go sobie samemu i potem mieć swój w lodówce. Wystarczy pół szklanki mąki żytniej razowej zalać taką samą ilością ciepłej wody. Wymieszać w misce. I przykryć ściereczką. Odstawić w ciepłe miejsce (w temperaturze pokojowej). Co 12 – 16 godzin dodawać po kilka łyżek mąki żytniej razowej i typu 720 – na zmianę. I trochę wody ciepłej. Konsystencja powinna być, jak kwaśnej śmietany. Kiedy na powierzchni pojawią się drobne liczne bąbelki, a kiedy przysuniemy miskę do ucha – słyszymy szum – znaczy, że zaczyn na zakwas wszedł w proces fermentacji. Wystarczy wtedy dodać jeszcze niewielką ilość mąki żytniej razowej, wymieszać – uzyskując gęściejsze nieco ciasto, przełożyć do zakręcanego słoiczka wypełniając go zakwasem do połowy (zakwas podrośnie w słoiku i niemal wypełni go). I odstawić do lodówki. Zakwas zachowuje swoją aktywność do 4 tygodni. A nawet dłużej. Pierwszy chleb na świeżym zakwasie często nie zawsze wypiecze się najlepiej. Ale następne – owszem. Przy rozczynianiu ciasta na chleb, zawsze odłożyć porcję podobną na zakwas. Na następny raz.

Do porcji zakwasu wyjętego z lodówki (ok. 1 szklanki) dodać:

– 2 ¼ szklanki (560 ml) ciepłej wody

– 1 czubatą szklankę (150 g) mąki żytniej typ 2000

– 1 niepełną szklankę (150 g) mąki pszennej razowej typ 2000

– 1/3 szklanki kefiru

– 1 łyżkę dżemu lub powideł

Wymieszać, przykryć ściereczką i odstawić w misce na kilka godzin. Zakwas trzeba rozmnożyć, żeby były widoczne bąble na powierzchni i pojawił się lekko kwaśny zapach. Objętość powinna zostać podwojona. Trwa to różnie 2-3 godziny. Zależnie od temperatury w pomieszczeniu. Można zostawić na noc. 

Gdy na zakwasie pojawią się wyraźne bąble i czuć będzie kwaśny zapach dodać:

– 1 szklankę (150 g) mąki pszennej razowej typ 2000

– 1 szklankę(150 g) mąki żytniej do wypieku chleba typ 2000 lub 1850

– 3 szklanki (450 g) mąki pszennej typ 500

– 1 szklankę (250 ml) ciepłej wody

Wymieszać dokładnie. Ciasto musi mieć zwartą konsystencję. Z porcji masy odjąć 1 szklankę. To będzie zakwas na kolejny chleb. Włożyć go do słoika takiego rozmiaru, żeby zajął maksymalnie pół słoika. Zakwas będzie w słoiku rósł i musi mieć na to miejsce. Ze zbyt małego słoika wykipi w lodówce. Zakwas zalać wodą (ok. 2 cm ponad gęstą masę), aby część wierzchnia nie wysychała. Słoik przechowywać w lodówce do czasu kolejnego pieczenia.

Do pozostałej części dodać od razu:

– 4 łyżki oleju roślinnego

– 50 ml (1/5 szklanki) ciepłej wody, w której rozpuścić 3 łyżeczki soli

– 1 łyżkę cukru lub miodu

– 3 łyżki siemienia lnianego

– 3 łyżki ziaren dyni

– 3 łyżki ziaren słonecznika

– 3 łyżki ziaren sezamu

– 3 łyżki płatków owsianych przeprażonych na patelni

Dodatkowo: jajko do smarowania

Można dodać wg uznania kminek (też najlepiej przeprażyć go na suchej patelni), zioła prowansalskie, gotowane ziarno soi, orzechy, rodzynki.

Sposób przygotowania:

  1. Ziarno i płatki prażyć na suchej patelni.
  2.  
  3. Sezam i siemię lniane podczas prażenia strzela, jak popcorn, dlatego patelnię lepiej przykryć lekko. Co chwila podnosić pokrywkę i mieszać, żeby się nie przypaliło. Gdy pojawią się lekko brązowe ziarenka, wyłączyć gaz. Po zdjęciu patelni ze źródła ciepła, pokrywkę zdjąć, aby odparowała z niego wilgoć.
  4. Jajko do smarowania rozmącić w naczyniu.
  5. Ciasto wymieszać dokładnie. Konsystencja ciasta musi być bardzo gęsta. Ciasto nie powinno się samoczynnie zsuwać z łyżki. I postawiona łyżka w nim stoi.
  6. Jeśli jest zbyt luźne, to dodać mąki pszennej. Jeśli zbyt gęste dodać kilka łyżek kefiru.
  7. Gotowe ciasto przełożyć do podłużnych blaszek keksowych wyłożonych papierem. Papier odmierzyć na blaszkę tak, aby po dłuższych bokach został zapas papieru – łatwiej wówczas chleb wyjąć z formy. W bokach krótszych, nożyczkami wyciąć kwadraty, żeby papier nie zachodził na siebie.
  8. Jeśli papieru jest podwójna warstwa, to chleb nie dopieka się dobrze, a ciasto wchodzi w papier. Wycięte boki, jak do składania siatki figur przestrzennych, ułatwiają zdejmowanie papieru po pieczeniu.
  9. Do wyłożonej papierem do pieczenia formy wkładać maksymalnie trzy czwarte wysokości blaszki.
  10.  
  11. Przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Najlepiej do piekarnika. Na blaszki można położyć drewniane łyżki i dopiero na nie ściereczkę.
  12. Ciasto ma wtedy wolną przestrzeń do rośnięcia, bo ściereczka leży wyżej. Czas i tempo rośnięcia zależy od temperatury otoczenia. Można przyspieszyć rośnięcie nagrzewając piekarnik do 50 stopni Celsjusza. Czas rośnięcia około godziny.
  13. Gdy chleby wyrosną na równi z blaszką, wyjąć je z piekarnika i posmarować wierzchy pędzelkiem maczanym w rozmąconym jajku.
  14. Termometr podkręcić do 200 stopni Celsjusza. Do tak wygrzanego piekarnika wstawić wysmarowane chleby. Najlepiej na środkową półkę żebrowaną w piekarniku.
  15. W tej temperaturze piec chleby 60 minut. Jeśli bardzo piekarnik przypieka od góry, można przykryć papierem śniadaniowym, albo skrócić czas pieczenia. Po upływie 60 minut wyjąć z piekarnika gorące blaszki. Nie zostawiać chlebów do wystygnięcia w piekarniku, bo za bardzo się przepieką i wysuszą.
  16. Gorące chleby wyjąć z blaszek (chwytając za wystający papier), bo inaczej zaparują od boków. Zdjąć papier odchylając go do zewnątrz. Powinien ładnie odejść – można go wykorzystać do ponownego pieczenia. Jeśli chleby nie chcą wyjść z blaszki, przekręcić formę do góry nogami i obłożyć foremkę mokrą ściereczką. Odczekać chwilę i ponowić próbę wyjęcia.
  17. Do wystygnięcia chleby położyć na przewiewnej kratce – może być ta z piekarnika wyjęta na szafkę w kuchni.
  18. Chleby przechowywać na szafce w kuchni lub w chlebaku zawinięte w ściereczkę lnianą lub w torebce papierowej. Nie trzymać chleba w torebce foliowej, bo zapleśnieje. Ściereczki do zawijania chlebów nie należy prać w płynie do płukania tkanin, do będzie pachniała. A pieczywo szybko przejmuje zapach. Chleby będą pachnieć kosmetykiem.
  19. Chleb można z powodzeniem mrozić. Uprzednio włożyć go w 2 torebki foliowe, aby nie złapał żadnych obcych zapachów z zamrażalnika.

 

Ciasteczka kakaowe z korzenną nutą

20.09.2018 (czwartek, czyli wczoraj), godzina 20:10

Wchodzę do domu, wypoczęta. Jak zawsze po kilku godzinach gabinetu 😉 Kroki kieruję do mojego królestwa. Wyjmuję z lodówki chleb, przerabiam i do piekarnika wstawiam naczynie do pieczenia. Znienacka w kuchni pojawia się komitet powitalny w pełnym składzie: dwoje dzieci, mąż i trzy koty 🙂

Zaczyna się…

Olek nadaje niczym radio Wolna Europa o wszystkim: sytuacji na lekcji przyrody w szkole, zachowaniu kolegów na przerwie, wchodzeniu na drzewa u babci Ani, sprzątaniu na paletach w ogrodzie, koszmarach sennych… Amelka równie sprawnie zmienia kanały tematyczne, dla utrudnienia wprowadzając elementy dialogu:

– A Kuba na to: udawaj, że coś rozumiesz, żeby dobrze wyglądało 🙂

Mąż uruchamia quiz praktyczny pt. cotygodniowa lista zakupów:

– Oliwki czarne i zielone?

Na co dzieci jednogłośnie:

– Oba rodzaje, tato!

Koty jęczą, bo czas karmienia – cytatu nie będzie, bo każdy wie, jak koty miauczą, prawda?

Atmosfera ulega zagęszczeniu z minuty na minutę. Tylko chleb rośnie w misce po cichutku 😉 Sytuacja bezwzględnie wymaga ode mnie wytężonej percepcji zmysłowej. Moment przełomowy: otwieram piekarnik i wyjmuję nagrzane do 220 stopni Celsjusza naczynie, wydobywając z siebie donośnym głosem:

– Uwaga gorące!

Na ułamek sekundy zapada błoga cisza. Nawet koty milkną. Wstawiam chleb do pieczenia i bezruch ustaje…

Ogłaszam, że mamy 60 minut na podjęcie decyzji, co jutro słodkiego do szkoły. Rodzina elastycznie zmienia zakres działań – zaczyna się licytacja na przepis. Jak to dobrze, że koty prawa głosu nie mają. Taka myśl przebiega mi przez głowę, wywołując uśmiech na twarzy. Propozycje jedna za drugą przecinają powietrze niczym lotki do darta. Ciasteczka kakaowe z korzenną nutą – przegłosowane. Szybki podział ról i do dzieła. Serce mi rośnie, gdy widzę ich sprawną organizację. Po 10 minutach ciasto uformowane w niewielkie kuleczki zostaje odłożone do schłodzenia. Na zegarze 21:00. Dzieci rozchodzą się do swoich pokojów, a ja zatopiona w aromacie kakaowo-piernikowym piszę posta. Godzina 22:00 ciastka upieczone, czas na chwilę z książką i wypoczynek. Wiecie jak cudownie zasypiać w domu pachnącym cynamonem, kardamonem, goździkiem i kakao? Ja Wam powiem: BA-JE-CZNIE 🙂

A dziś po porannym bieganiu, ciasteczko do kawy dla pysznego wyrównania deficytu kalorycznego 🙂

Ciasteczka kakaowe z korzenną nutą

(ok. 32 sztuki)

Składniki:

– 125 g masła

– 3/4 szklanki cukru brązowego

– 2 jajka

– 2 łyżki kakao

– 1 przyprawa do piernika

– 2 szklanki mąki pszennej typ 720

– 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Sposób przygotowania:

  1. Masło rozpuścić w rondelku. Lekko przestudzić.
  2. Do ciepłego masła dodać cukier, jajko i wymieszać. Żeby cukier się rozpuścił.
  3. Następnie dodać mąkę, proszek do pieczenia, kakao i przyprawę do piernika. Dokładnie wymieszać, żeby nie było grudek. Jeśli ciasto jest zbyt zwarte dodać odrobinę mleka.
  4. Uformować kulki wielkości piłeczki do tenisa stołowego. Jeśli masa się klei do dłoni zbyt mocno, można ją schłodzić. I ze schłodzonej formować ciasteczka.
  5. Uformowane schłodzić lub też schłodzić i uformować. Nie ma to znaczenia. Jak komu wygodniej.
  6. Układać na dużej blasze piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia w ilości 4 na 4 sztuki. Piec 15 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza.
  7. Schłodzić na kratce.

Naleśniki… z butelki

Jest zapas mąki, mogę działać 🙂 Dziś na śniadanie – naleśniki! Dzieci przepadają za naleśnikami. Myślę, że nie tylko moje. Jednak nie ukrywam, że brudzenie miski, miksera, łyżki, może drugiej miski do ubicia piany z białek, potem patelni, nie bardzo mi pasowało. Dlatego też nie spieszyłam z chęciami przygotowywania naleśników, co kilka dni.

Pewnego dnia rozmawiałam z niezwykle pozytywną osobą. Energia i optymizm biły od Niej na odległość. Pani Doroto pamięta Pani tę rozmowę? A o czym rozmawiają mądre kobiety? Rzecz jasna o kochaniu… i o gotowaniu… 🙂 Od słowa do słowa i zeszło się na temat naleśników. Temat z pozoru banalny, ale dla mnie był to dzień przełomowy 😉 Bo po raz pierwszy usłyszałam o naleśnikach… z butelki (sic!) Nazwa jest oczywiście pochodną sposobu ich przygotowania. Bo ciasto przygotowuje się w butelce: od mleka albo np. soku – ważne, aby butelka miała szeroki gwint. Wystarczy zapakować do środka (można do tego celu wykorzystać lejek plastikowy, albo lejek powstały z odcięcia szyjki butelki z węższą szyjką, np. po wodzie mineralnej) wszystkie składniki i dobrze wytrząsnąć. Przepis też banalnie prosty, bo wszystkiego jest po jednej jednostce (ale o tym niżej). Jakież było moje zdumienie, gdy pierwszy raz przygotowałam naleśniki w ten sposób. Kuchnia czysta (Marku – pozdrawiam!). Wszystko sprawnie i szybko. Poza tym nalewanie ciasta na patelnię wygodne. Butelkę po cieście się wyrzuca i nie ma zmywania! Potrzeba matką wynalazku! Eureka!

Podobnie można wykorzystać słoik, ale wg mnie miesza się w nim zdecydowanie mniej wygodnie.

Podaję niżej porcję ciasta na ok. 10 sztuk naleśników – różnice mogą wynikać z rozmiaru patelni i grubości pojedynczych naleśników. Taką porcję wygodnie wymieszać w butelce. Kiedyś próbowałam ją podwoić, ale technicznie nie był to dobry pomysł. Masę trudno było wymieszać. Zbyt mało przestrzeni wolnej było w butelce, powstały grudki. Dlatego, jeśli potrzebujecie 20 sztuk, użyjcie 2 butelek, a jeśli więcej to 3.

Naleśniki z butelki

(10 sztuk)

Składniki:

– 1 szklanka mąki pszennej

– 1 szklanka mleka

– 1 jajo

– 1 łyżka cukru

– 1 łyżka oleju

– szczypta soli

– szczypta cynamonu

Sposób przygotowania:

  1. Będzie niezwykle lapidarnie: wszystkie składnik umieścić w butelce. Zakręcić i dobrze wytrząsnąć 🙂 Odstawić na ok. godzinę, aby gluten z mąki spęczniał. Dzięki temu ciasto nie będzie się rwać.
  2. Smażyć pojedyncze naleśniki na patelni wylewając niewielkie porcje. Najwygodniej przed każdym naleśnikiem posmarować patelnię olejem używając pędzelka. Jeśli macie patelnię przeznaczoną specjalnie do naleśników może smażenie nie wymaga już dodatku tłuszczu.
  3. Podawać z serem, dżemem, konfiturą.

Kopytka domowe z sosem pieczarkowo-cebulowym

Dziś nie będzie ciasta ani ciasteczek, bo… Przyczyna prozaiczna – skończyła mi się mąka pszenna typ 450. Zawsze mam zapas, ale ostatnio jakoś sporo było pieczenia 😉 A przecież muszę mieć żelazną porcję na codzienny chleb. Nie denerwujcie się. Obiecuję, że jutro będzie coś słodkiego, bo dziś jestem już umówiona na zakupy w moim ulubionym młynie.

Ponadto bloga czytają nie tylko miłośnicy słodyczy, ale też zwolennicy bardziej treściwego jedzenia. Dlatego dziś kopytka domowe z sosem pieczarkowo-cebulowym. Pomysł na kopytka zwykle pojawia się, gdy w domu zostanie gotowanych ziemniaków po obiedzie. Choć z pewnością wśród Was są i tacy, którzy tak bardzo lubią spełniać swoje kulinarne zachcianki, że ziemniaki ugotują specjalnie w celu nadania im drugiego życia – w postaci kopytek. Wiem też, że młode gospodynie domowe często nie chcą się podejmować wykonania tego dania. Zawsze robiła mama, babcia, teściowa, ale ja?! Otóż tak – Ty, właśnie Ty! To nic trudnego. Trzeba się odważyć i spróbować.  Tu nic nie może się nie udać. Specjalnie w poście zamieściłam bardzo dokładne zdjęcia. Drogie Panie  – do dzieła!

jeszcze słowo o ziemniakach, bo ich rodzaj w przypadku tej potrawy – wg mnie – bardzo istotny. Osobiście preferuję w kuchni ziemniaki odmian mających żółty miąższ. A czemu? Już argumentuję. Białe ziemniaki szybko sinieją. Po ugotowaniu szybko robią się szare i nieapetyczne. Odmiany o żółtym zabarwieniu bulwy nie dość, że wg mnie lepiej smakują, to jeszcze zawierają więcej karotenoidów – związków o działaniu antyoksydacyjnym.

Kopytka domowe

Składniki:

– 850 g ziemniaków najlepiej żółtych

– 2 łyżki mąki krupczatki (40g)

– 5 łyżek mąki pszennej (150g)

– 2 jaja

– szczypta soli

– mąka do podsypania

Sposób przygotowania:

  1. Ziemniaki ugotować i dobrze odparować. Wystudzić. Przecisnąć przez praskę do ziemniaków lub przepuścić przez maszynkę do mielenia mięsa – sitko na pasztet.
  2. Dodać mąki, jaja i sól.
  3.  
  4. Nie da się z aptekarską dokładnością podać ilość mąki, którą trzeba będzie wrobić w kluski, bo ziemniaki mają różną konsystencję. Zależy ona od odmiany, sposobu odparowania po ugotowaniu. Te bardziej suche, potrzebują mniej mąki do zagniatania, te bardziej wilgotne więcej. Ważne, aby porcje ciasta dawały się turlać po stolnicy swobodnie, żeby masa nam nie przywierała do stolnicy. Wałeczki mają się turlać pod dłońmi bez stawiania oporu. Ważne, aby nie przesadzić z mąką, bo kluski będą twarde po ugotowaniu.
  5. Wałeczki lekko spłaszczyć i pociąć w kopytka o dowolnym rozmiarze. Takim, jak lubicie.
  6.  
  7. Można zrobić próbę gotowania jednej sztuki. Jeśli po ugotowaniu wyczuwacie ziarnistość masy, to znaczy, że trzeba dodać jeszcze mąki. Kluski wrzucać na wrzątek. Gotować w wodzie lekko osolonej. Gdy kopytka wypłyną na wierzch, pogotować na wolnym ogniu jeszcze 30 sekund. Po tym czasie wyławiać łyżką cedzakową i ażurowo kłaść na talerz. Gorące kluski łatwo się sklejają, a potem rwą przy rozdzielaniu. Jak ostygną można już kłaść jedne na drugie.
  8. Oczywiście kopytka smakują doskonale nie tylko w wersji z sosem pieczarkowo-cebulowym. Mój syn preferuje ze śmietaną i cukrem. Ja lubię też z jogurtem i owocami.

Sos z pieczarkowo-cebulowy

Składniki:

– 3 pieczarki

– 1 cebula

– 2 łyżki oleju roślinnego

– 1 łyżka mąki pszennej

– 1 łyżka mąki ziemniaczanej

– ½ szklanki bulionu warzywnego

– ½ szklanki wody

– sól, pieprz – do smaku

– natka pietruszki lub szczypiorek – do dekoracji

Sposób przygotowania:

  1. Cebulę pociąć w piórka. Pieczarki pokroić w plasterki.
  2. Na patelni rozgrzać olej. I zeszklić na nim cebulę. Gdy miękka dodać pieczarki. Dusić do miękkości grzybów.
  3. Do słoika szklanego wlać wodę i wsypać mąki. Zakręcić i wytrząchnąć do uzyskania konsystencji gęstej śmietany.
  4. Do gotującego się w garnku bulionu przełożyć pieczarki, cebulę i wlać mieszaninę mąk i wody. Zagotować. Jeśli zbyt gęste dodać wody. Doprawić do smaku solą, pieprzem.
  5. Sosem polewać ciepłe kopytka. Udekorować pietruszką lub szczypiorkiem.

Amerykańskie ciasteczka z drobinkami czekoladowymi (Chocolate chip cookies)

Wczorajszy wieczór. Córka zbiega po schodach hałasując kapciami. Czekam tylko na dźwięk sygnalizujący upadek. Ale nie – dała radę na dwóch nogach pokonać stopnie 🙂 Wtacza się do kuchni niczym bomba atomowa i wykrzykuje:

– Mamoooooooooo, zróbmy na jutro do szkoły ciasteczka amerykańskie!!! Oglądałam jak robili je w filmie pt. ,,Następcy” i naszła mnie ochota.

– Jak amerykańskie, to na pewno obrzydliwie słodkie i niezdrowe – odpowiedziałam na to z nieskrywanym grymasem na twarzy

Córka argumentuje rzeczowo:

– Owszem, ale w szkole energii nie może mi zabraknąć. Poza tym nie muszę przecież zjeść ich wszystkich na raz.

Powiem tylko tyle – przekonała mnie. Ale, żeby nie było zbyt prosto poprosiłam, aby znalazła recepturę samodzielnie. Ja ją zmniejszyłam o 75%, bo była oczywiście w ilości zapewniającej prowiant dla plutonu wojska USA, na czas dwutygodniowego poligonu 🙂

Po cichu Wam powiem, że też po swojemu odchudziłam z cukru i masła. I w czasie, gdy piekł się chleb na jutro (!), przygotowałyśmy masę w iście amerykańskim stylu, czyli wszystko na raz do miski. Łatwo i wygodnie. Pieczenie sprawne, bo trwające zaledwie 12 minut. W wtedy wydarzył się cud – zapach, który rozniósł się po kuchni wywołał we mnie stan I love Ameryka <3

Nagle zrobiło się cieplutko, przytulnie… Niebiańsko błogo. Karmelizowany brązowy cukier otulił dom rozkoszną, słodką wonią. W sam raz na chłodny już wieczór. Wspaniale zasypiało się w domu, w którym w powietrzu unosi się czarowny aromat wanilii i czekolady.

Aha i jeszcze jedno… 🙂 Te ciastka znikają też po amerykańsku – błyskawicznie szybko!!! 🙂

Amerykańskie ciasteczka z drobinkami czekoladowymi (Chocolate chip cookies)

(18 sztuk)

Składniki:

– 1 szklanka cukru brązowego

– 125 g masła

– 2 jajka

– 1 zapach waniliowy

– 2 szklanki mąki pszennej typ 720 lub mąki pszennej typ 500

– 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia

– ½ szklanki chipsów-drobinek czekoladowych

Sposób przygotowania:

  1. Masło rozpuścić w rondelku. Wystudzić.
  2. Do wystudzonego masła dodać cukier, jajko, zapach i wymieszać. Na koniec dodać mąkę, proszek do pieczenia i dokładnie wymieszać. Do jednolitej masy dodać czekoladowe cripsy. Wymieszać.
  3. Masę schłodzić w lodówce przez godzinę.
  4. Po tym czasie formować w kulki rozmiaru piłeczki do tenisa stołowego. Układać na dużej blasze piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia w ilości 3 na 3 sztuki. Zachowując odległości na blasze, bo ciasteczka się rozrastają, a w zasadzie rozpływają na blasze podczas pieczenia. Dlatego nie można ich układać zbyt gęsto, bo się posklejają.
  5. Piec 12 minut w temperaturze 180 stopni Celsjusza.
  6. Schłodzić na kratce.

Posiłek do szkoły lub pracy (lunch box)

Witam wszystkich w ten piękny słoneczny poniedziałek!

Po sobotnio-niedzielnym rozleniwieniu czas do szkoły i pracy. Mam nadzieję, że wszyscy po drugiej stronie wypoczęci tryskacie energią.

Ja wracam do tematu zawartości szkolnych pudełek dla dzieci do szkoły (lunch box). Moje dziś powędrowały z takim oto kolorowym asortymentem. Mam nadzieję, że będzie im smakowało 🙂

Wczoraj było o chlebie. Bo właśnie taki chleb pojawia się w kanapkach moich dzieci. A pomysł na pieczone kanapki „na wynos” to dzieło mojej bratowej. Agnieszko, bardzo dziękuję!

Byliśmy w ubiegłym roku nad jeziorami. Dzieci 4 i pies. Spokojne, sielskie śniadania. Bez pośpiechu, ale czasem z grymaszeniem towarzystwa. Nadszedł dzień, że pojawiły się kanapki z opiekacza. Agnieszka sprawnie przygotowała, ale nasze wspaniałe dzieciory jakoś niekoniecznie miały na nie ochotę. Sporo zostało. Ja w panice, bo kto to zje na zimno? Pies jedynym chętnym konsumentem… No, ale w planach wyjście nad wodę. Moja bratowa ze stoickim spokojem spakowała kanapki do torebki. Z Jej ust padł tylko – pozbawiony emocji i zupełnie nie znoszący sprzeciwu – komentarz: będą głodni, to zjedzą.

Trójkąciki wpadały do torby niczym kamienie. Ja oczy szeroko, bo kto tknie zimne tosty, ale dobrze. Zobaczymy. I zobaczyłam – bardzo szybko. Ledwie dotarliśmy na brzeg towarzystwo zachciało jeść. Jedno przez drugie, w pośpiechu wyciągało zapieczone kromki chleba. W środku pyszny żółty ser i wędlina. Wiecie co? Tych kanapek błyskawicznie zabrakło 🙂

A ja postanowiłam właśnie takie kanapki szykować dzieciom do szkoły. Bo zapieczony chleb jest odporny na uszkodzenia. Nic nie wypada z kanapki. Nic się nie wysuwa. Dziecko się nie brudzi podczas jedzenia. Co więcej – takie pieczywo przypieczone chroni też szynkę i ser przed zepsuciem. Kanapki sprawdzają się w pudełkach przez wiele godzin. Sprawdziliśmy je też, jako prowiant na wycieczki. Są super. A smakują wyśmienicie, bo już sam poddany obróbce termicznej chleb zyskuje dodatkowe walory smakowe. Do tego jeszcze podpieczony ser i szynka dzieciom kojarzą się z zapiekanką i pizzą, którą przecież tak bardzo lubią. Można dodać zioła, sos pomidorowy, ser kozi, mozzarellę, ulubioną kiełbaskę obsuszaną, czy szynkę prasowaną. Wariacji można tworzyć bez kilku.

Musicie sami spróbować!

Drożdżówka bez wyrabiania

Drożdżówka bez wyrabiania. Prosta w przygotowaniu, ślicznie pachnąca i puszysta. Idealna do jogurtu na drugie śniadanie. Wygodna przekąska na krótką szkolną przerwę.  Polecam każdej mamie, która dba o zawartość szkolnego pudełka swojego dziecka 🙂

Drożdżówka bez wyrabiania

Ciasto drożdżowe pani Urszuli Baran od Sióstr zakonnych Katarzynek w Braniewie

Składniki:

  • 25 g drożdży
  • 1/2 szklanki letniego mleka (120 ml)
  • 1/2 szklanki cukru (90 g)
  • 1 cukier wanilinowy
  • 2 roztrzepane jajka
  • 1/4 szklanki oleju (40 ml)
  • szczypta soli
  • ½ łyżeczki cynamonu
  • ½ łyżeczki kurkumy
  • 2 szklanki mąki (ok. 320 g)
  • ½ szklanki do wyboru: rodzynek, suszonej żurawiny lub skórki pomarańczowej

Sposób przygotowania:

  1. Drożdże rozdrobnić. Dodać letnie mleko i cukry. Wymieszać łyżką.
  2. Wlać roztrzepane widelcem jajka i olej.
  3. Dodać sól, cynamon, kurkumę.
  4. Dodać przesianą mąkę. Zarobić łyżką, żeby nie było grudek.
  5. Na koniec dodać rodzynki.
  6. Przykryć ściereczką i odstawić na 1,5 godziny, żeby wyrosło.
  7. Po tym czasie lekko przerobić i wkładać do formy keksowej wyłożonej papierem do pieczenia. Można foremki wysmarować masłem i wysypać mąką pszenną.
  8. Ciasto odstawić na 30 minut (można do piekarnika na 50 stopni Celsjusza), niech ciasto ruszy i wyrośnie do wysokości połowy foremki.
  9. Wstawić do nagrzanego piekarnika do 100 stopni.
  10. Piec 30 minut w 170 stopniach Celsjusza.